eetam
zaczyna się weekend, a ja już nie mogę się doczekać poniedziałku. Przeżyć weekend... tutaj nie mam czasu nawet na przyjemności. Żonie tylko jedno w głowie. A ja wolę się wyspać.
Blog młodego żonkosia. Zaczęło się...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
zaczyna się weekend, a ja już nie mogę się doczekać poniedziałku. Przeżyć weekend... tutaj nie mam czasu nawet na przyjemności. Żonie tylko jedno w głowie. A ja wolę się wyspać.
....z wkładką. Moja lepsza połowa pojechała na wieczór panieński i zostałem sam. Czasem dobrze zostać samemu w domu, ale przyjemność kończy się po kilku godzinach. Teraz siedzę przy kompie, robię to, co powinienem robić w pracy (w poniedziałek) i myślę nad smacznym obiadkiem dla żony, gdy wróci jutro. Za dwa tygodnie jedziemy na wesele. Oni nie będą mieć tej "frajdy", bo od kilku lat mieszkają razem i już są do siebie przyzwyczajeni. Niech mi nikt nie mówi, że tradycjne weselisko, a raczej ślub i przygotowania nie są miłe. Wszystko zależy od podejścia. Tym bardziej, że wspomnienia zacierają ładnie to, co było nieprzyjemne. Pozostają tylko dobre i sentymentalne wspomnienia. A widok panny młodej przekraczającej próg pokoju, w którym ma odbyć się błogosławieństwo rodziców... nie, nie sposób opisać tego wrażenia. Idę po kolejnego drinka.
Jak już pisałem, z pracy należałoby czerpać satysfakcję i pieniądze. Szef, który trzyma gębę w przyzwoitości, a krytykuje konstruktywnie, to skarb. Szukamy więc dla żonki lepszej oferty. Bez pośpiechu, bo na razie da się wytrzymać tę atmosferę. "Szanuj szefa swojego, możesz mieć gorszego". Jednak powoli czas na zmiany.
Kiedy żonka pojechała, zrobiłem na szybko pranie,jakoś udało mi się poskładać połamaną suszarkę, umyłem podłogi i włączyłem zmywarkę. Wszystko z uśmieszkiem, że już niedługo zasiądę do komputera i będę mógł pracować choćby do świtu. Ale ta cholerna pustka i tylko kot szwędający się po pokoju, są nie do zniesienia. Tak wygląda przyzwyczajenie. A może to jeszcze miłość?
Chyba rozmrożę piersi z kurczaka i zrobię potrawkę z warzywami. W dzisiejszych czasach nie trzeba umieć gotować, żeby smakowało. Wystarczy makaron, trochę mielonego, sos z paczki i włala - zajebiste spagetti. Albo ryż w paczkach i warzywa na patelnię. Pół godziny i mamy niebo w gębie. Albo "Pomysł na..." i kawałek łososia. Albo... eh, ide coś zjeść.
Napiszę tylko, że wczoraj było niezbyt miło. Żona ma dość pracy i atmosfery w niej panującej. Niby wszystko ładnie pięknie, ale tak nie jest. Nie może być tak, że dorosła osoba wraca z płaczem z pracy. To nie jest szkoła czy zajęcia wyrównawcze. Praca ma sprawiać przyjemność. Jak mnie.
Po długim i wyszerpującym dniu, około osiemnastej, prawie jednocześnie podjechaliśmy pod dom. Ja - głodny i z bólem w plecach, ona - zmęczona i z siatami w rękach. Mniej więcej od tygodnia lodówka nam się ugina od jedzenia, a my chyba coraz mniej jemy. Nie wiem, skąd to się bierze, ale ja co rano wcinam moje ulubione kulki kakaowe z jogurtem, w południe rochlik z wkładką, a wieczorem, jak nam sił starczy, to coś pichcimy. Żona nic nie mówi, tylko przełyka znienawidzone kulki z jogurtem, na przemian z ulubionymi CinisMini na mleku, potem jogurcik w pracy i wspólna kolacja. I tak wywalam co kilka dni z pół zarośniętego chleba, przeterminowany serek, czy spocony kawałek wędliny. Dziś był "Pomysł na....", odrobina śmietany i dwa kawałeczki łososia. Mówię wam, pół godziny roboty, a niebo w gębie. O szóstej rano znów w kierat...
Wczoraj mieliśmy kolejnych gości, tym razem nie była to wizytacja ani niezapowiedziany nalot. Wreszcie luźne ludki, dobrzy znajomi. Dom wysprzątaliśmy w sobotę od stóp po dach i zaczęło mi się w końcu tu podobać. Szacowne prezenty, pościele, ręczniki i obrusy upchałem na szafie, w ciemnym rogu i wyjąłem jeden obrusik, żeby było co położyć na stole. No i się zaczęło. A czemu ten? A ten w kwiatki gdzie jest? Ale ten nie jest prostokątny... Po prostu wziąłem ten, do którego udało mi się sięgnąć ręką i uznałem, że kwadratowy, czysty i prawie wyprasowany obrus można bez przeszkód położyć na stole na 10 minut przed przyjazdem gości. O ja nieświadomy...
Kwadratowy obrusik nie jest prostokątny, ani nie jest szarfą, nie pasuje do lawendy w wazonie (przy okazji, dowiedziałem się, jaki to jest kolor lawendowy) i jest poliestrowy, a nie bawełniany. A ja chciałem tylko zrobić ładniej niż było i uchronić nowy stolik od rys.