Dynamiczna muzyka, wiatr we włosach i łagodny, poranny chłód na twarzy. Młodość. Tak ulotna i odległa. To zaledwie kilka lat życia, które wpływa na kilkanaście czy kilkadziesiąt następnych, a do których powracamy w myślach do samego końca. Najważniejsze to zapamiętać jak najwięcej szczegółów i wrażeń. Najtrudniej jest z zapachem i smakiem, gdyż są bardzo ulotne. Dlatego dla wielu z nas wspomnienie pierwszego pocałunku (jeśli nie był przypadkowy, w środku nocy, po kilku winach w trzaskającym mrozie i znienacka) pielęgnuje szczególnie troskliwie.
Kiedy przybywa rachunków do opłacenia, zakłada się czapkę przed wyjściem na jesienny chłód, a spotkania towarzyskie odbywają się przy obiedzie lub kolacji, jest już po wszystkim. Nagle znienawidzona niedziela („bo jutro trzeba do budy”) staje się jedynym dniem odpoczynku, a nudne rozmowy o polityce i podatkach przestają nudzić, a są ucieczką od ciszy. Zachód Słońca to jazda pod to cholerne słońce, a także komary i nadzieja na kolejny film w TV.
Oczywiście, że to gruba przesada, że tak nie można i skąd ten pesymizm, pewnie żona ci nie dała – uprzedzając komentarze w tym tonie, pytam, skąd ten cynizm, złośliwość, nerwowość? Tak się zwykle reaguje na prawdę, która krępuje, boli i jest wręcz wstydliwa. Nie wszędzie można dostrzec dwulicowość zachowania, więc tym ostrzej atakowane są wszelkie przejawy pesymizmu, który jest passe. A to nie jest żaden pesymizm, to po prostu fakty, które można akceptować, ukrywać bądź im na siłę zaprzeczać.