Luźne myśli na temat szczerości w związku (i nie tylko) przypomniały mi czasy studiów, kiedy prowadziłem bloga. Specjalnie się z tym nie kryłem, ale też nie chwaliłem wokół, że uzewnętrzniam się na forum. O istnieniu bloga dowiedziało się dwoje znajomych i wieść szybko się rozeszła. Pamiętam oburzenie i gromy w oczach. Bo pisałem szczerze.
Prawdopodobnie mój blog był jedną z trzech przyczyn, dla których odeszła moja ówczesna dziewczyna (prócz zdrady, której się dopuściła i totalnej pomyłki, jaką się okazała;)). Nigdy nie żałowałem ani jednego słowa, które napisałem. Jednak zauważyłem, że znajomi, którzy wiedzieli o blogu, zaczęli uważać na słowa w mojej obecności. Tym bardziej irytowało ich to, że nawet i tę przemianę piętnowałem publicznie. Każdy z nich miał swój przydomek lub był po prostu literką. Zainteresowani wiedzieli, o kim piszę.
Pisanie nieuczesanej prawdy nauczyło mnie szczerości także wobec siebie samego i otaczającego mnie świata.
- idę po wykładzie do Albatrosa z tą blondi. Tylko tego kurwa nie pisz na blogu, bo A. go czyta - słyszałem niejednokrotnie.
Tacy bywamy.