Na obiad był łosoś
Po długim i wyszerpującym dniu, około osiemnastej, prawie jednocześnie podjechaliśmy pod dom. Ja - głodny i z bólem w plecach, ona - zmęczona i z siatami w rękach. Mniej więcej od tygodnia lodówka nam się ugina od jedzenia, a my chyba coraz mniej jemy. Nie wiem, skąd to się bierze, ale ja co rano wcinam moje ulubione kulki kakaowe z jogurtem, w południe rochlik z wkładką, a wieczorem, jak nam sił starczy, to coś pichcimy. Żona nic nie mówi, tylko przełyka znienawidzone kulki z jogurtem, na przemian z ulubionymi CinisMini na mleku, potem jogurcik w pracy i wspólna kolacja. I tak wywalam co kilka dni z pół zarośniętego chleba, przeterminowany serek, czy spocony kawałek wędliny. Dziś był "Pomysł na....", odrobina śmietany i dwa kawałeczki łososia. Mówię wam, pół godziny roboty, a niebo w gębie. O szóstej rano znów w kierat...