Życie jest kruche
Każdy dzień może być ostatnim. Nie myślę o tym, ale kiedy wcisnąłem pedał hamulca i został metr na odbicie na lewy pas, dotarło do mnie, że wszystko może się skończyć. Babsko wyjechało zza blaszanego merca, nie miała prawa mnie widzieć. Dwadzieścia centymetrów pierdolonego marginesu na zawahanie to stanowczo za malo. Tym razem wystarczyło, żeby stanąć w pustej zatoczce autobusowej. Następna chwila po zdjęciu palca z klaksonu była już pełna gniewu i w pierwszym odruchu chciałem zawrócić. Trzecia myśl, to (dopiero trzecia) jak bardzo zbladł brat mojej żony. Zdążył się zaprzeć i bliżej przyjrzeć blondynce za kierownicą astry kombi. Czwarta myśl była już o papierosie, a piąta, to uświadomienie sobie, że nie trzymałem w odruchu hamulca, tylko zareagowałem.
Jakieś osiem lat temu, gdy rozwaliłem w drobny mak dorosłego owczarka niemieckiego, wcisnąłem hamulec i puściłem dopiero po wszystkim, gdy samochód już stał z wyłączonym silnikiem. Dziś było inaczej. 8 lat, ponad dwieście tysięcy kilometrów, kilka samochodów, przytłoczenie życiem. Żyjemy dalej.
Dodaj komentarz